Tym razem wróciłem w podróż sentymentalną, do miejsca w którym spędziłem kilka pięknych tygodni wiele, wiele lat temu. Wtedy spędziliśmy wiele dni pod namiotem u wlotu Doliny Chochołowskiej, czasami w słońcu, czasami w deszcze a także podczas burzy – oj, działo się, działo… Śniadania ze świeżego sera i mleka kupowanego od gospodarza, mycie się w potoku chochołowskim w wodzie o temperaturze kilku stopni, a także niezliczona ilość rozdań kanasty w schronisku na Polanie Chochołowskiej gdy pogoda nie pozwalała pójść w góry, to wszystko gdzieś we mnie tkwi. Niestety te wspomnienia pozostają wyłącznie w mojej pamięci. Zdjęć z tamtych czasów niestety nie mam...
Na portalu jednego z czasopism foto zobaczyłem informację o organizowanym plenerze w Dolinie Chochołowskiej. Bez wielkiego namysłu zapisałem się, i na początku listopada, w piątkowy poranek zaparkowałem samochód na Siwej Polanie. I tak zaczęło się bardzo fajne spotkanie poświęcone głównie, ale nie wyłącznie, robieniu zdjęć.
Nocowaliśmy w schronisku i tak także spotykaliśmy się aby porozmawiać o robieniu zdjęć i posłuchać fachowców. Późnym popołudniem, a właściwie pod wieczór, pierwsze wyjście nieco pod górę, w kierunku Grzesia i pierwsze zdjęcia. Niestety byliśmy nieco za późno i najlepsze światło już się kończyło. Wieczorem próby malowania światłem okolicznych szałasów, ale niestety, zgodnie z prognozą pogody, zaczęło padać, a nawet prószyć śniegiem. Z tego względu nie spędziłem na "malowaniu" tyle czasu ile bym chciał, ale zabawa była super, a wyniki niektórych Kolegów - znakomite. Ale im się chciało bardziej moknąć :)
Nad ranem, o 4-tej (czwartej) pobudka i w siąpiącym deszczu, z czołówkami na głowach zaczęliśmy wspinać się na Grzesia, aby o świcie mieć widok na Tatry Zachodnie. Wdrapywanie się po zaśnieżonym i oblodzonym w górnej części szlaku zajęło od 1,5 do 2 godzin w zależności od kondycji i wyposażenia. Kijki przydały się baaaardzo, a bez dobrej czołówki zupełnie nie wyobrażałbym sobie jak można tam wejść…
Świt a i owszem był, ale słońce niestety za chmurami. W siąpiącym deszczu, chroniąc aparaty różnego rodzaju przemyślnymi konstrukcjami (zwykle po prostu worek foliowy odpowiednio porozrywany), przez 2 godziny staraliśmy się łapać jakieś motywy, ale bez słońca nie było to łatwe.
Po powrocie ciepłe śniadanie i zdumione spojrzenia innych gości w schronisku, którzy przed chwilą wstali z łóżek – swoją drogą niezła satysfakcja, a potem sesja wykładowa. Tym razem kwestie portretów, oświetlanie itp. Zabawa i nauka. Potem obiad i dalej sesje „gadane” . Pogoda nie pomagała w poszukiwania tematów…
Po krótkiej nocy, część z nas zerwała się ponownie o 4tej i po gorączkowych rozmowach – pada, padało, będzie/nie będzie padało, … - ruszyliśmy ponownie na Grzesia. Trasa znana, więc szło się szybciej.
Tym razem pogoda odrobinę nam pomogła i gdzie niegdzie pomiędzy chmurami pokazywały się świetlne plamy. Widok pagórków otoczonych morzem chmur był bardzo malowniczy, ale nie było łatwo przenieść go na matrycę…
Znowu 2 godziny zabawy w focenie, a potem ciepłe śniadanko w schronisku. Po śniadaniu jeszcze wycieczka po okolicy schroniska już zupełnie indywidualnie. Ja szukałem śladów wody :)
No i to by było na tyle… Niedziela po południu oznaczała powrót do domu, na szczęście okres mało turystyczny i pora wcześniejsza, więc obeszło się bez korków… Po drodze miłe wspomnienia sprzed 30 już lat pozwoliły szybko i bez problemów znaleźć się w domu i zająć się odpoczynkiem.
Pozdrawiam, bArtek
PS. Przy okazji wielkie podziękowania i wyrazy uznania dla Marcina Józefowicza, który kierował naszymi ekspedycjami w poszukiwaniu tatrzańskich plenerów. To była wielka przyjemność patrzeć na tak pozytywnie zakręconego człowieka!
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Dla mnie to była taka podróż w czasie... Bardzo dawno nie byłem w Tatrach właśnie z powodu tłumów i problemów z dojazdem. A piękne są ...
Dzięki, -
wspaniałe, nastrojowe zdjęcia :)
kocham Tatry, szczególnie własnie w takich mało turystycznych miesiącach :) -
Owszem fajne, można robić zdjęcia i nikt nie pogania :)
A pogoda, cóż, jaka jest, to jest, zawsze jakaś ...
Pzdr/bArtek -
Fajne są takie plenerki, szkoda, że pogoda zawiodła.
-
Z przyjemnością, mam nadzieję obustronną :)
bArtek -
Z podziękowaniami Grzesiowi za zaproszenie i Tobie za spotkania: w Rzymie, w Łodzi!
Wybieram sie w tym roku do Chochołowskiej focić krokusy, ale trochę mnie przerażają własnie te tłumy :)